czwartek, 13 października 2011

"Welcome (...) My Friends, to the Show, That Never Ends"

Kiedy ktoś pyta mnie, jakiej muzyki słucham, odpowiadam: rocka progresywnego lat siedemdziesiątych. W większości przypadków rozmówca w żaden werbalny sposób nie reaguje na ten statement, a na jego twarzy maluje się zdumienie. By nie trzymać takiej osoby zbyt długo w niepewności dodaję, że mam na myśli twórczość takich zespołów, jak na przykład Pink Floyd. W najgorszym wypadku słyszę upstrzony przymiotnikami komunikat zwrotny o wyjątkowości "Another Brick in the Wall". Twierdząco kiwam wtedy głową i stopniowo wycofuję się z poruszonego tematu. Jeśli jednak rozmówca wykazuje się znajomością Ciemnej strony księżyca, a ja upewniam się, że nie narzucam mu się za bardzo - wymieniam jeszcze King Crimson, YES, Emerson Lake & Palmer, a na zakończenie wspominam o polskich zespołach, które w tamtych czasach grały wcale nie gorzej od światowych sław tego nurtu.

Moja postawa nie wynika z braku szacunku do rozmówcy, wręcz przeciwnie. Nie chciałbym marnować czyjegoś czasu opowieściami o własnym zamiłowaniu do konkretnego stylu muzycznego i wszystkimi z tym powiązanymi dziwactwami. Z doświadczenia wiem niestety, że jeżeli nie mam do czynienia z podobnym sobie zapaleńcem, to moje słowne wypociny niewiele dlań znaczą. Na każdy, choćby najmniejszy wyraz zainteresowania drugiej strony reaguję - może czasem nazbyt - entuzjastycznie. Wszak istnieje to niewielkie prawdopodobieństwo, że rozmówca rzeczywiście zagłębi się w temat i za jakiś czas będzie ze mną dyskutował o swojej ulubionej płycie progresywno rockowej.

Progrock nie jest muzyką z gatunku łatwo przyswajalnych; wymaga od słuchacza bogatej wyobraźni, nierzadko skupienia, dużej wrażliwości i otwartości na dźwięk. Naturalnie nie każdemu może odpowiadać melanż różnych stylów, w myśl złotej zasady de gustibus non est disputandum...

Niniejszy blog traktował będzie głównie o muzyce bliskiej memu sercu. Dołożę wszelkich starań, by recenzować znane i szerzej nieznane, światowe i rodzime, zarówno te wybitne, jak i te przeciętne płyty pochodzące z lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Znajdzie się tu także miejsce dla rozważań na tematy pokrewne tematyce tej witryny.

Zachęcam do lektury notek i ufam, że będą one dla wielu czytelników źródłem interesujących informacji, a może także przyczynkiem do różnych muzycznych odkryć.


Serdeczności

1 komentarz:

  1. Z tego co widzę (po wspaniałej oprawie graficznej :-D i kilku zaledwie w trakcie trzech lat działalności wpisach :-( ) - wspaniały blog! :-D Ja swoją przygodę z rokiem progresywnym, głównie lat 70, rozpoczęłam od Pink Floyd. Potem przyszedł czas na King Crimson i Yes... A równolegle z tym uczucie pełnego zrozumienia ze strony tej muzyki, jej twórców, słuchaczy... (podobno takie rzeczy są bardzo ważne w okresie dojrzewania ;-) ;-) )... Rock progresywny stał się czymś co mnie określa. Choć cały czas moja wiedza na temat niego nie jest taka jak bym tego oczekiwała. Bardzo chciałabym nadrobić braki jeśli chodzi o niektóre zespoły... M.in. Camel. Stanęłam na albumie o tej samej nazwie i nie mam pojęcia w którą stronę ruszyć dalej. Czy jest też jakiś inny zespół, który mógłby Pan szczególnie polecić? Dodam jeszcze, że znam pojedyncze albumy/piosenki wielu zespołów i wykonawców [m.in Jethro Tull (tylko Thick as a brick i bardzo lubię :-) ), E, L& P (tylko Tarkus i także mi się podoba), wspomniany już Camel, 2 albumy współczesnego wykonawcy prog rocka Stevena Wilsona, oraz wiele innych na podobnej zasadzie] Na usprawiedliwienie tej niewiedzy dodam, że nie zagłębiłam się w te zespoły/wykonawców, bo najpierw chciałam skupić się na Floydach- dla mnie osobiście jest to muzyka idealna, idealnie oddająca... Mnie i wszytko co czuję. Każdy album do mnie przemawia (może oprócz The Final cut i Obscured by Clouds ;-) ) Tak samo z King Crimson (oprócz rzeczy z którymi nawet się do końca nie zapoznaję ze strachu... np. utwór Elephant talk) Przepraszam za ten obszerny komentarz, ale " Na każdy, choćby najmniejszy wyraz zainteresowania drugiej strony reaguję - może czasem nazbyt - entuzjastycznie. Wszak istnieje to niewielkie prawdopodobieństwo, że rozmówca rzeczywiście zagłębi się w temat i za jakiś czas będzie ze mną dyskutował o swojej ulubionej płycie progresywno rockowej." to Pana własne słowa ;-) Mam nadzieję, że mnie potraktuje Pan jako duże prawdopodobieństwo rozwoju i udzieli fachowej pomocy! ;-) Mam także nadzieję, że istnieje Pan dla tego bloga, bądź też ten blog istnieje dla Pana w 2014 roku? Niestety śladów tego brak :-( Pozdrawiam serdecznie i czekam na każdą oznakę aktywności!

    OdpowiedzUsuń